Miasto szurupak nad eufratem leżało
blisko do bogów miało
ludzie mnożyli się niemiłosiernie
strasznie przy tym krzycząc
rwetes czyniąc
bóg bogów enlil nie zdzierżył dłużej hałasu
wezwał radę bogów
postanowiono zesłać okrutny deszcz
niech zmiecie z powierzchni ziemię
z ludźmi straszliwie hałasującymi
jakże boli głowa od ludzkiego hałasu
ea nie do końca zgodził się z postanowieniem bogów
pragnął ocalić choć jednego
i jeden sprawiedliwy się znalazł
utnapiszti niech swój dom rozbierze
niech z niego skleci olbrzymią łódź
przed potopem czas uciekać z dobytkiem i rodziną
spadł deszcz okrutny
z czarnej chmury jak smoła
jakby w niebie pękła tama
potop tak straszliwy
aż przeraził samych bogów
uciekli jak szczury do nieba
nawet góry zalało
sama isztar skowyczała jak bita suka
matka nędzna utopiła dzieci bo jej krzyczały nad uchem
przerazili się bogowie
deszczu co prawie ich dosięgnął
bali się potopić jak mrówki
siedem dni lało
i też siedem nocy
przez ten czas bogowie pocili się jak nigdy
ze strachu
łapiąc spadające krople potu
żeby tylko nie dostały się do wody
po tygodniu przestało
łódź utnapiszti osiadła na górze
zszedł na ląd
spalił w podzięce kadzidło
spoconym bogom
prawie osiwiałym ze strachu
zeszli z nieba nędznicy
obsiedli utnapiszti jak muchy
skuszone zapachem palonych ziół
jego rodzina nad eufratem znowu zaczęła
przedłużać gatunek
cicho jeszcze gdyż ich niewielu było
w łodzi cierpieli na seksualną klaustrofobię
trzeba poużywać do woli po poście
bogowie nie ześlą już potopu na ziemię
za duża strata nerwów
kiedyś mogliby naprawdę się potopić
albo dostać zawału serca
szukam
bardzo
koncert w saint cyr
ciepły wrzesień
końcówka lata
nie chciałem czekać jesieni
haszysz
pjharvey
masive attack
powrót do domu
ciepło
ciepły wiatr
lekki
oddalał mnie od ciebie
zawsze najlepiej pachniałaś
nie było więcej takiego zapachu
północ
z peronu widać wieżę eiffela
o północy migotała
c’mon billy
pjharvey
bez ciebie
nie poczuję cię
stałem po lody
miałem tylko parę euro
czułem się jak w podstawówce
tylko tyle mogłem ci dać
same banały
jak wiatr który się o nas ocierał
banalny
ale przyjemny
potem był powrót
jeszcze spałem na klatce schodowej
w kamienicy
padało
tamten gość powiedział, że mogę się przespać na klatce schodowej
tam nie będzie padało
w nocy winda chrobotała
budzik co chwila
nad ranem zaspany facet potknął się o mnie
przewrócił się
łamanym francuskim przepraszałem go
on zaciął się
ne rien ne rien
kanapka kawa w automacie
umierający gołąb wypuścił coś z dzioba
poruszał się ledwo
zimne trappes
arab sprzedający świeżą miętę
lucky strike w miękkim opakowaniu
bez biletu pociągiem
fajka wodna
wieczorem haszysz
stek w chartiers
kasztany w parku
stłuczka na ulicy
dwa euro w kieszeni
nocny pociąg do strasburga
mandat
rozmowa z arabem
pożyczka pięciu euro
metz
saarbrucken
stacja benzynowa
sen na stole pod drzewem
czwarta zimno
toaleta w bezpłatnej łazience
stary plecak
rozmowa z dwoma czarnoskórymi
rano tirem z portugalczykiem
wywiózł mnie pod frankfurt
wizyta na komendzie
stop na niemca
nie mówił po angielsku
ja po niemiecku
bładzenie po frankfurcie
stacja benzynowa
wieczorna jazda z arabem
późno stacja benzynowa
szybka jazda do norymbergi
podróż na północ pod hannover
po drodze wyładowałem z nim kilka skrzynek
śniadanie
stacja benzynowa
deszcz
połknąłem wszystkie znalezione tabletki w torbie
nie pomogło żyłem
nie spałem
stacja benzynowa
piwo i ostatnia puszka pasztetu
polak w tirze
otworzył złotą broszurę przysłów
trzeba było w domu siedzieć
kolejka tirów pod granicą
trzynaście kilometrów
wyrzucił mnie z samochodu
pieszo cztery kilometry
las
pod drzewem
zasnąć
spałem godzinę
zamarzałem
chwilę było słodko
potem paraliż
doczołgałem się
stacja benzynowa
zatrzymał się bus
przewieziesz mnie przez granicę
ale ja przemycam
nieważne
zabierzesz mnie
wsiadaj
wsiadaj
szybka jazda na granicę
zamknij drzwi i okna bo nas
ci z tirów zabiją
zamknąłem
50 euro łapówki do paszportu
nie sprawdzili nas
szósta rano
kiełbasa i kawa w barze
papierosy
zasnąłem w busie
wysadzili mnie na
stacja benzynowa
stop
czternaście kilometrów
za mało
wróciłem
pieszo
po drodze pączek taki z dziurką
maślanka
stacja benzynowa
trochę spałem
wycieczka z autobusu
słońce wygrzało mnie trochę
stop
do wrocławia
próbowałem rozmawiać
facet siedział w więzieniu
za przemyt papierosów w algierii
stacja benzynowa
kawałek pizzy w hipermarkecie
toaleta w bezpłatnej łazience
stacja benzynowa
podwieziecie mnie
gdzie
obojętnie
może być do krakowa
do katowic
nie jedziemy tam
gdzie
strzelce opolskie
może być
deszcz
dwóch gejów jadą na imprezę
stacja benzynowa
ukrainka czeka na autobusów do kijowa
może cię podwiezie kierowca
nie podwiózł
inny
wsiadaj
ale na najbliższą stację benzynową
dobra
stacja benzynowa
do gliwic
dobra
stacja
do katowic
jedziemy przeładowani
robiliśmy przeprowadzkę babie w berlinie
wolna jazda
katowice
pieszo
do znajomej knajpy
edek postawił dwa piwa
spanie u pawła
miałem niezły sad
z drzewami
dbałem o nie
jedno drzewo wydało owoc
i początkowo wisiał na gałęzi
skurczony i pomarszczony
Zapytałem go
- kim jesteś
- jestem twoim owocem
- dlaczego nie rośniesz
- jestem twoim owocem
poznasz me przeznaczenie
Ku mej radości
zaczął wreszcie rosnąć
stałem urzeczony
i podziwiałem jego piękność
Wreszcie kiedyś
spadł dojrzały
- podnieś mnie - prosił
Nadal stałem urzeczony
i podziwiałem jego piękność
- proszę
Dalej stałem urzeczony
i podziwiałem jego piękność
- kończę się - to były jego ostatnie słowa
Stojąc urzeczony pięknością
mego owocu
zobaczyłem wkrótce
jego konanie i śmierć
Zgnił
A ja zgubiłem sad
i nie wiem gdzie są drzewa
być może mają już nowego właściciela
ma mi tu jakaś usiąść na krześle
przy stoliku
piwo na klepsydrze
nie jest źle
krzesło stolik
w górze wiatrak
trzy żelazne jaszczurki jedzą ogony
rozcinają zapchane powietrze
piwo zimne gorzkie
studzi rozgrzane myśli
do czasu nim sięgnie dna
wtedy wraca gorąco
odmienione
ciepło wskazane
lubię
wchodzą wychodzą nowe
spojrzenia na puste krzesło obok
nie dziękuje nie
nie będę się przysiadała
żadna nie siada sama
do siedzącego na pusto mężczyzny
nie chcą
bez asekuracji
szklanka zużyta do połowy
krzesło obok nie zapełnione
pachnącą konstrukcją
weszły nogi
doskonałe jak sam diabeł
nie nadążyłem za resztą
piersi
opięte
sutki bez stanika
jestem tam
frontalny atak
słodkie perfumy
za nimi tyłeczek
marnujący się
bezużytecznym oglądaniem
jest
dopiero co przyjechałam z
jestem straszliwie zmęczona po
chcę pić
jestem najprawdziwszą artystką
zajmuję się sztuką współczesną
a ty
miałam się z kimś spotkać
poznałam go przez telefon
to będzie mój najlepszy romans
z torby wyciągnęła kosmetyczkę
nie przerywając mówić
zapamiętałem żółte plamy przed oczami
stanął mi
tę szminkę dostałam od jednego hiszpana prawdziwy yves laurent ma witaminy działa korzystnie na usta choć moje i tak bez tego są bardzo ponętne prawda a ten błyszczyk to możesz sobie posmarować gdziekolwiek na skórę na buty o widzisz posmaruję ci jeszcze tu szminkę także a ten perfum dał mi książę lubomirski w nowym jorku podoba ci się nie jest zwyczajny prawda słuchaj lubię jeździć na nartach właśnie jedziemy z pawłem do zakopanego będę szalała całe trzy dni jak to wytrzymam nie wiem szczególnie kiedy tak dużo pracuję a mało jest z tego pieniędzy widzisz wystawiałam swoje prace w berlinie sztokholmie oslo paryżu nowym jorku i tam mnie naprawdę cenili a u nas nie za bardzo wyprzedzam czas każdy kto tworzy u nas przegrywa musi jeździć za granicę twoje zdrowie lubię jeździć na rolkach biegać pływać muszę się bawić bo kto się nie bawi ten umiera słuchaj postawisz mi piwo nie mam pieniędzy tylko jakieś drobne dzięki jestem strasznie zdenerwowana on jest czechem diabelnie przystojnym na jego widok naprawdę może się człowiekowi mokro zrobić prawdziwy mężczyzna nie to co ten mój impotent aktor za nic on gra nie tylko na scenie do domu bierze robotę ciągle odstawia jakiś dramat a ja za nim muszę sprzątać nawet głupiej szklanki nie umyje po sobie mam tego dosyć to dobry człowiek ale do życia nie nadaje się zupełnie tylko do teatru tam jego miejsce powinni go przykuć łańcuchem żeby nie mógł nigdzie wychodzić żeby jakaś krzywda nie stała się nikomu jemu nic nie będzie bo jak pijaka bóg strzeże i aktorowi nic się nie stanie gorzej może być z przypadkowymi ludźmi którzy na nieszczęście dla siebie znajdą się na jego drodze idąc za nim często raczej biegnąc z zamkniętymi oczami wpada się w dół ty zginiesz a on zawiśnie szczęśliwie na jakieś gałęzi bez najmniejszego zadrapania zapomni od razu że ktoś z nim spadał mam tego dość chcę prawdziwego mężczyzny który mnie doceni i dostrzeże jako kobietę nich mnie pieprzy trzy razy dziennie mówiąc przy tym że mnie kocha a potem może o mnie nie myśleć w ogóle chociaż przez parę chwil pragnę być kochana trzymaj za mnie kciuki dzisiaj widzisz nie pokazałam ci jeszcze jednego to się smaruje na włosy o jeszcze można tutaj w okolicy pępka ślicznie wygląda prawda a jak pachnie jedna jędza w sklepie z kosmetykami powiedziała że polskie kobiety nie są na to przygotowane nie są dojrzałe a wiesz jak to podnieca facetów naprawdę o boże przyszedł
wstała
podskoczyła na wysokiego mężczyznę
wpiła usta w usta
usta w szyję
wyszli wszyscy razem
ich usta
szyje
wargi
jego ręka na jej pośladku
zdążyłem skinąć na pożegnanie
dostrzegła to przyszła
prawda że przystojny
powiedz przystojny
powiedziałem poszła
zostałem
mój talerz pusty
przypomniałem sobie bajkę o szatach cesarza
chwyciłem za niewidzialne sztućce
nóż do prawej
posmakowałem
dobre
świeczka na stole prawdziwa
na koniec przerażenie
{ TUTAJ NASTEPUJE RYSUNEK,
KTÓRY TRZEBA NARYSOWAĆ lub ZESKANOWAC JEŚLI JEST W RĘKOPISIE}
znowu
mnie dopadłaś
ty biała zmoro
ty pustko najpuściejsza
ty synonimie bezmocy
ty ironio wisielca
ty mokra roboto
ty podnieto pióra
ty dziewico gwałcona
ty studnio wypocin
ty bezmiarze pustosłowia
ty
ty pusta kartko
Kiedy nastał koniec świata
mnie nie było w domu
leżałem w lesie
o niczym nie wiedziałem
nikt mnie nie uprzedził
po prostu leżałem w lesie
Kiedy wróciłem
świata już nie było
został tylko las
i ja
Wiedziałem co robić
Odszukałem drzewo
starsze od grzechu
i ściąłem
te niczego warte mrzonki
Z gazety codziennej tej którą możesz dostać na rogu w kiosku z prasą u tego dziadka co niejedną wojnę przeżył a teraz na emeryturę dorabia Aktualności
Chaos wrócił
wraz ze świtem
i spoczął jak ptak
na gałęzi
biegną nogi i ręce
ludzi w pośpiechu
ręce i nogi
kopiące w kostki i łydki sąsiada
tumult i kurzawa
szkoda zachodu u nas na wschodzie
pojedynczy kapelusz
goniący drugi pojedynczy kapelusz
i włosy przerażone śmiertelnym pędem
w bramach rzadko już się pija
wina patykiem rysowane
teraz królują śnieżnobiałe bóstwa
w nosie wiercące szybkości dziurę
w knajpach zamilkły fortepiany
i szafy grające
egzorcyzmy nowomodnych zarozumialców
przepędziły duchy przeszłości
czas stał się krótszy
a jego kruszyna najmniejsza
na wagę złota
dziwki spod złocistych snopów świateł
nie potrafią już dawać rozkoszy
poeta zapomniał słów
bąkając coś pod nosem
niby przestraszone dziecko jakie
nawet jedzenie przestało być jedzeniem
to nylonowa podeszwa
w rękach biegnących rąk
wrzawa i rwetes
rwetes i wrzawa
od samego świtu
tego co jak ptak spoczął
na ramieniu
ale o tym mowa była
na początku samym
patrz na tego skowronka
z watą w uszach
i na słońce z migreną od samego rana
Talijce
Uczucie starsze od świata
a przez pokolenia znane
rzecz to niewątpliwa
Miłość to wiatr dla duszy
targanej jak trawa miękka
Miłość to potęga wyrwania się ponad stan
a kochać znaczy splugawić zło
Miłość to jak potrawa przyprawiona zazdrością
drążąca płonące namiętności
Miłość to melodia wygrywana na nosie
umysłowi zadufanemu w sobie
Miłość to zbawienie
nektar dla samotności
Miłość to zniszczenie
ruina nieczystych nadziei
Miłość to feniks
który dopiero co otrzepał
skrzydła z popiołu
Weź w garść siebie człowieku
mną niczego nie zdziałasz
jestem tymczasową terapią
powiedział wiersz
jak zwykle lakonicznie
Jesteś okrutny
szczerzysz swoje litery
z sarkazmem niewątpliwym
odpowiedział poeta
równie krótko
Co ty możesz wiedzieć
wychowany w kołysce
za wysokiej
Ciężko mi się z tobą rozmawia
próbuję wytłumaczyć ci parę spraw
a ignorujesz mnie
Piszesz o samym sobie
przestań mnie zadręczać
napisz lepiej o żółtych kwiatach
Nie znam się na żółtych kwiatach
co o nich można powiedzieć
Na tym polega twój problem
zamartwiasz się
A ty na pewno wiesz
wszystko jak najlepiej
Nie sądzę
chyba że pisałbym sam siebie
Nie wolno ci tego robić
nie pozwalam
Bo chcesz mnie tylko zadręczać
opowiadać te same historie
patrzeć wciąż tymi samymi oczyma
To jedno mi pozostało
ty jesteś ślepy
trzymasz za rękę widzących
Tak los mną pokierował
ale pomyśl
kto był pierwszy
wiersz czy poeta
Jajo czy kura
Nie ironizuj
wiesz że chodzi o coś
poważniejszego
Poeta był pierwszy
to on stworzył wiersz
Jak zwykle naiwny
że wiersz wpierw na papierze
powstaje
Nie da się ukryć
Bzdury
żyję własnym życiem
jestem czymś odrębnym
Beze mnie pozostajesz niczym
leżysz spętany w umyśle
I dręczę cię
gryzę sumienie
drę duszę
musisz mnie wypluć
Ostatnio spoważniałem
coraz mniej pluję
Co nie znaczy że lepiej
Ale za to dalej
Co za kiepskie porównanie
aż wstyd że dałem się
podpuścić
Ciągle się dajesz podpuszczać
A kto mnie do tego zmusza
wolałbym być bajką
czytałeś kiedyś bajki
Kiedyś
I co
Przecież nie będę pisał bajek
Dlaczego
są bardziej konstruktywne
Są za długie
Ale wiersze również piszesz za długie
niepotrzebnymi słowami
Mam dużo do powiedzenia
Naucz się wpierw mówić
Używam coraz mniej słów
Ale za to nieważnych
skreślasz nie te słowa
co trzeba
Jak to
Zobacz
nie jestem nawet ubrany
jak należy
Lepiej ci z tym do twarzy
Kreator mody się znalazł
No pewnie
Straszny człowiek
i do tego rozgadany
Zmuszasz mnie
Poeta
I co z tego
Poeta
Zamilcz
Poeta
Jesteś złośliwy
Poeta
...
Poeta
Nie mówiąc nikomu
pojechałem poza stare mury
Kolektywiczne jednostki
stargały mdłościami moje półczucie
Zaduszony ulicznym gwarowaniem
uciekłem czerwonym trójnumerowcem
to taki kolejny remake
udręczonej duszy
Zamieszkałem w nieznanym domu
wśród obcych mi ludzi
Znali mnie
nie z listów gończych
nie z telewizji
nie z brukowców
po prostu mnie znali
Przyszedłem
-nazywam się
- tak, tak, nic nie mów
zjedz
napij się
twój pokój
możesz zostać
więc zostałem
Uśpionymi płucami
wciągnąłem lodowate powietrze
ecce homo ze zmurszałego miasta
z ołowianym sumienia balastem
Zostałem
już dawno był czas żebym został
Młotkiem zacząłem opukiwać
moje skamieniałe ciało
dłutem drążyłem
by wydobyć się z kamienia
z tej podłej matrycy
duszno już było w twardej skorupie
Znowu rzeźbiłem siebie
lecz twardy był to kamień
i sił już zabrakło
więc rzuciłem narzędzia
i pobiegłem w pole bez horyzontu
i stanąłem gdzieś sam
i zamknąłem oczy
i wpatrzyłem się w nieme słońce
Czekałem aż kamień zmieni się w lód
i ognisty demiurg na powrót wyłowi mnie z wody
czekałem
Czekam
a kiedy odparszywieją dni
i znowu spotkamy się latem
bądź przygotowana na najgorsze
będę uzbrojony po zęby
w ciepłe gacie
kapcie
wełniany sweter
kiedy odparszywieją dni
zastanowię się w co ubrać
na co iść do kina
jakiej płyty posłuchać
gdzie pójść na kolację
zapnę rozporek
jak odparszywieją dni
nie będę potrafił nic zrobić
dużo ludzi straci pracę
w więzieniach
w sklepach
za późno będzie na naukę
w wiadomościach podają różne daty
ostatnia wersja że za jakiś czas
nie zginę
mam konserwy
późna pora
tramwaj nr 4
przepite buty
proszą o opuszczenie
żarówki wysiadły na
poprzednim przystanku
w wagonie ciemno jak pod
nieczynną latarnią w nocy
nie białej podbiegunowej
lecz prawdziwie słowiańskiej
o zasmolonym księżycu
nie jechałem sam
a tak powinno być o późnej porze
i w każdym szanującym się wierszu
poety liżącego po tyłku noc
tramwaj zatłoczono do ostatniego
wolnego pasażera na przystanku
chciałem ustąpić starszemu
nie pozwolił
złapał mnie za ramię
nie trzeba zaraz wysiada
co za bezczelność wypominać mu
starość bo on wcale nie jest stary
ma siedemdziesiąt lat lecz jest
z przedwojennej młodości a dzisiaj
takiej młodości się nie robi
nie to co kiedyś skończył
tuż przed moim przystankiem
wskoczyły w biegu żarówki
jaśniej
w wagonie też nikogo nie było
nikt nie jechał
nawet ja
sam jechałem na ławce
z przystanku
albo na rowerze
może taksówką
chyba mnie niesiono
szedłem torami tramwajowymi
W obrazie bruegla najważniejsze są nogi ikara
choć na początku ich nie widać
najpierw pojawia się oracz
koń i jego pług
drzewo po lewej stronie
żółte słońce na horyzoncie
niebieskie morze wypełnione
szarymi i białymi skałami
i statek przy którym zatrzymały się nogi ikara
Z kolei u cezanna najważniejsza jest czysta woda
prawie w identycznym kolorze jak u bruegla
złośliwi powiedzą że w krajobrazie śródziemnomorskim
znajdzie się więcej lądu
poszarpanego kreskami artysty
że woda tylko w niewielkiej części
nic podobnego
woda najważniejsza
czekająca na upadek ikara
Cezanne patrzy z daleka
na krajobraz morza śródziemnego
stąd obraz niewyraźny
Bruegel zbliżył się
bo w ostatniej chwili dostrzegł
nogi ikara
u cezanna świat jest oszczędniejszy
dramat jeszcze nie nastąpił
odwrotnie u bruegla
u którego byłoby po wszystkim
gdyby nie te wiecznie wierzgające się
nogi ikara po upadku
Na podstawie obrazów Bruegla Upadek Ikara i Cezanna Krajobraz śródziemnomorski.
dziewczyna podobna do dziewczyny z obrazu
chłopak podobny do nikogo
nie trzymają się za ręce
na ich dłoniach świeże szwy
po rozcięciu
cały czas mają na siebie ochotę
zostawiają za sobą ścieżkę śluzu jak ślimaki
na ogół łażąc tam z kąta w kąt
z braku lepszego zajęcia
zbieram pod podeszwami światło
klei się jak świeża farba
wszędzie zostawiam ślady
nie potrzeba detektywa by mnie wytropić
po wyjściu z domu
nauczyłem się zdejmować buty
nie znoszę jak mnie ktoś zaczepia
To nie robi nic czego mogłoby się wstydzić
nie robi zupełnie nic
wrzucone na łóżko
ściany ze styropianu
ostrożnie otwiera oczy po przebudzeniu
patrzy czy coś się nie wydarzyło
niepokojącego kiedy spało
ostrożnie sprawdza czy wszystko jest w porządku
jest telewizor
lodówka
pralka
dvd
laptop
suszące się na suszarce bieżące rachunki
To zamrugało powieką i wstrzymało oddech
w porządku dywan też na swoim miejscu
na wszelki wypadek wzięło głębszy oddech
za często nie można oddychać
powietrze miesza się od częstego oddychania
przesuwa meble po pokoju
po godzinie częstego oddychania robi się
obrzydliwy bałagan
pojawiają się puste puszki po piwie
zużyta bielizna
gniotą się papiery w szufladzie i leżą na podłodze
to często brało jednorazówki i wydychało do nich nadmiar powietrza
idąc do pracy brało pękate worki i wypróżniało na śmietniku
wychodziło i wyrzucało na śmietnik
przyjeżdżała śmieciarka
śmieciarze z obrzydzeniem usuwali odpadki powietrza
wywozili na wysypisko
po całej okolicy roznosił się smród palonego powietrza
Dzisiaj 6.45 to poczuło się naprawdę źle
musiało wyjątkowo głęboko oddychać
nim wstało mieszkanie było pobojowiskiem
uciekło z niego i bało się wracać przez kilka dni
To zamieszkało w dobrym hotelu
z dala od miejsca zamieszkania
obsługa hotelowa sprzątała
miało już wystarczającą ilość czasu na spokojny
garnitur
krawat
spinki
skarpetki czarne do czarnych
golenie
zęby
patrzenie na sterylny pokój
zabierało laptopa
kluczyki do samochodu
po drodze dostało śniadanie gazetę kawę
śniadanie kawę w porcjowanych fragmentach
trawiło od razu
gazetę zostawiało na następny dzień
pani z obsługi zjawiała się punktualnie o 6.00
ręką wkładała wtyczkę do kontaktu
nastawiała na nylon
włączała przycisk
przykładała żelazko
prasowała to śpiące
po przebudzeniu było równe z mankietami
po obu stronach spodni
szafirowy fartuch
faluje przy każdym ruchu
szczelnie opięta
depcze kafelki na posadzce
nieczuła na ich płaszczenie
poskramia przed lustrem
czarne włosy spinką
wyżelowany barman pieści kufel
za co do mnie się nie odzywasz
puściła w jego stronę
barmanka rzuca najbardziej z plastikowych
piszesz wiersz
widzi cię zgarbionego
nad serwetką
oko lekko wygięte po pierwsze
ze zdziwienia
że jest długowłosą blondynką
z nienagannym biustem
a ty nie zwracasz na nią uwagi
ona miała paru takich
nie dziwi
choć trochę jej szkoda
trochę
donosi kolejne serwetki
napiwek wliczony w usługę